Wyszłam z lotniska, a przyjemny jesienny wietrzyk owiał moją twarz. Przymknęłam oczy, stając na moment w miejscu. Wzięłam głęboki haust powietrza zadowolona z podjętej decyzji. Powoli ruszyłam w kierunku Lilki od razu posyłając w jej kierunku życzliwy uśmiech. Przytuliłam ją na powitanie i z marszu podziękowałam za opiekę nad moim kochanym Kazikiem. Przecież nie pozostawić mojego kochanego Infiniti fx na pastwę mojej matki, bo żyłabym w strachu, że kiedy wrócę nie zastanę go w garażu, lub jeszcze gorzej, zastanę go nienadającego się do użytku. Tak więc rzuciłam się w ramiona przyjaciółki nieustannie jej dziękując,po czym wręczyłam jej drobny upominek i pomimo sprzeciwów usadowiłam na siedzeniu pasażera. Rozmawiając na wszelakie tematy oraz opowiadając jej co nieco o tym, co działo się, kiedy mnie nie było dojechałyśmy na jej osiedle. Pożegnałyśmy się ówcześnie umawiając się na spokojne pogaduchy, po czym ponownie odpaliłam silnik. Wyciągnęłam ze schowka jedną z ulubionych płyt i w moim mniemaniu zaczęłam śpiewać, choć to wcale śpiewu nie przypominało.
-O jak ja kocham to miejsce! -wrzeszczałam wyjeżdżając ze stolicy. Nie przeszkadzało mi rażące w oczy słońce, ślimacze poruszanie się w korku, nachalni kierowcy, ani dzwoniący telefon, którego nie miałam zamiaru odebrać. Uśmiechnięta od ucha do ucha przemierzałam polskie drogi niesamowicie zadowolona z siebie. Gdyby ktoś popatrzył na mnie w tamtym momencie na pewno nie pomyślałby, że ma przed oczyma kobietę, która dwa dni temu wylała litry łez. Na pewno nie pomyślałby, że przed chwilą po raz kolejny w swoim życiu przeżyła okropny zawód i miała ochotę skoczyć z mostu, pewna swojej zguby, bo nie potrafi pływać. Jednak do osób pamiętliwych nie należę, płakać nad rozlanym mlekiem nie lubię, a moją tajną bronią jest to, że szybko potrafię odbić się od dna. I tak też zrobiłam. Snucie się po pustym mieszkaniu przez bite czterdzieści osiem godzin nucąc najsmutniejsze piosenki Myslovitz powoli doprowadzało mnie do szału, a przecież nic mnie tam nie trzymało. Bez zastanowienia spakowałam walizki i zarezerwowałam bilet na najbliższy lot do Polski. Nie informując nikogo, że wracam do ojczyzny wpakowałam się w samolot z ukochanym wyjeżdżam by wrócić w słuchawkach. I kilka godzin później postawiłam pierwszy krok na polskiej ziemi wdychając niby to samo, a całkiem inne powietrze. Dopiero wtedy tak naprawdę poczułam, jak bardzo tęskno mi było do domu. Na co dzień biegając z mieszkania do pracy i pracy do mieszkania wmawiałam sobie, że po prostu tak ma być,a ja z czasem to polubię. Nie polubiłam. Siedziałam na dupie w pieprzonej Anglii cholernie się męcząc tylko po to, aby jemu było dobrze. On spełniał się zawodowo zaliczając kolejne sukcesy, a ja po cichu łkałam w poduszkę, masując obolałe mięśnie. Patrząc z perspektywy tych kilku dni myślę, że nasze rozstanie to dobry wybór. Chociaż ciężko było po trzech latach tak po prostu zerwać zaręczyny, powiedzieć sobie cześć i rozjeść się w dwie różne strony. Ale stało się. Jaśmina Walczak wciąż jest panną i na pewno szybko się to nie zmieni. Już widzę furię matki.
Zjechałam na Orlen napoić Kazika i przy okazji siebie. Zatankowałam autko i udałam się po kawę. Przechodząc obok pewnego plakatu zmrużyłam oczy, jednak poszłam dalej. Wracając z kubkiem parującej cieczy w ręce ponownie podeszłam do plakatu. Uśmiechnęłam się. To samo spojrzenie i fryzura, z której zawsze się naśmiewałam, a Ty dobrze wiedziałeś, jak bardzo mi się podoba. Upiłam łyk zbawiennego napoju i wróciłam do samochodu, jednak Twój obraz nie zniknął z mojej głowy. Wręcz przeciwnie. Wyobraźnia podsyłała mi wszystkie Twoje uśmiechy i wspaniałe wspomnienia związane z Twoją osobą. Przymknęłam oczy. To już tyle lat. Znamy się od zawsze, pół życia spędziliśmy razem. Razem budowaliśmy zamki z piasku, jeździliśmy na rowerach, wspinaliśmy się po drzewach. Razem wypaliliśmy pierwszego papierosa, wypiliśmy pierwszy łyk wódki, bawiliśmy się na pierwszej dyskotece. Razem oglądaliśmy pierwszy mecz, wspieraliśmy Polaków, poszliśmy na pierwszy trening. Zawsze byliśmy razem.
Wspierałam Cię od samego początku. Ty mnie też, jednak mój słomiany zapał szybko dał się we znaki i przygoda z siatkówką skończyła się szybciej niż się zaczęła. Chociaż trener mówił, że kiedyś będzie ze mnie pożytek, ja poddałam się po pierwszej poważnej kontuzji stwierdzając, że to nie jest sport dla mnie. Próbowałeś mnie nawrócić, ciągałeś na treningi i wygrażałeś, że jeśli się poddam to Ty również to zrobisz, jednak w końcu dałeś sobie spokój. Jestem ciekawa czy teraz tego żałujesz.
Pamiętam, jak ryczałam, kiedy matka nie pozwoliła mi wyjechać z Tobą do Sosnowca. Miałeś dwadzieścia lat i karierę przed sobą, a ja ledwo skończone osiemnaście i żadnych planów na życie. Uparłam się, że nie zostawię cię samego i muszę być z Tobą w pierwszym poważnym klubie. Matka potępiała moje zachowanie twierdząc, że zaraz po przekroczeniu progu rodzinnego domu spieprzę sobie żywot. Oboje byliśmy zrozpaczeni. W dzień Twojego wyjazdu zabarykadowałam się w pokoju, paląc papierosy jeden po drugim oraz katując bębenki uszne najsmutniejszymi piosenkami. Zobaczyłam z okna jak przechodzisz przez furtkę z ogromnym bukietem herbacianych róż - ulubionych mojej mamy. Zbiegłam na dół, kiedy siedzieliście przy kawie zażarcie dyskutując. Ona za nic w świecie nie chciała się zgodzić, jednak zacząłeś obiecywać, że będziesz się mną opiekował i na pewno krzywda mi się nie stanie, obdarzając przy tym moją rodzicielkę najładniejszym uśmiechem. W końcu uległa Twojemu urokowi, a ja rzuciłam się w Twoje ramiona, piszcząc ze szczęścia. Nazajutrz pakowałam już manatki, a matka marudziła nad moim uchem, że to źle się skończy, a Krzysiek powinien smażyć się w piekle razem ze swoim niebywałym urokiem.
Kilka dni później zamieszkaliśmy razem w niewielkiej kawalerce i trzeba przyznać, że radziliśmy sobie całkiem nieźle. Dzięki Tobie wreszcie w stu procentach nabrałam wiary w siebie i zrozumiałam co chcę w życiu robić. Ty grałeś i robiłeś to cholernie dobrze, a dla mnie byłeś opiekuńczy i troskliwy jeszcze bardziej niż zwykle. Z dnia na dzień przestawałam zauważać twoje wady,a postrzegałam same zalety. Chciałam spędzać z tobą jeszcze więcej czasu, non stop widzieć twój uśmiech i tulić się do wyrzeźbionego torsu. Wciąż byłam przy Tobie i nie odstępowałam Cię na krok nawet na hali, a Ciebie chyba zaczęło to przytłaczać, bo coraz częściej znikałeś na całe dnie. Kiedy przyznałam się przed samą sobą, że to już nie jest przyjaźń, a miłość było już za późno.
Po wygranym meczu jak zawsze pobiegłam do Ciebie, aby pogratulować świetnej gry, a ty zamiast jak zwykle przytulić minie i zaprosić na przysłowiowe ciastko i kawę w ramach uczczenia zbyłeś mnie krótkim dziękuję. Zdziwiona stałam chwilę na parkiecie, zastanawiając się, o co chodzi i wtedy dostrzegłam jak przytulasz do siebie śliczną brunetkę o idealnej figurze - kompletne przeciwieństwo mnie. Zabolało, poczułam spływającą po moim policzku łzę. Odwróciłam się napięcie i wybiegłam z hali, przyznając się przed własnymi myślami, że naprawdę Cię pokochałam. Trzęsąc się z zimna, pijąc koleje piwo na zniszczonej, parkowej ławeczce, podczas odrzucania twojego kolejnego połączenia obiecałam sobie, że nigdy Ci o tym nie powiem.
A kilka miesięcy później razem z Iwoną wyprowadziłeś się do Częstochowy i rozpocząłeś karierę w tamtejszym klubie. Zostałam sama w Sosnowcu kontynuując studia farmaceutyczne. Od czasu do czasu dzwoniłeś, aby zapytać co u mnie słychać i czy jakoś sobie radzę, jednak nasze rozmowy nie wyglądały już tak, jak dawniej. Wciąż napominałeś o Iwonie, a ja najzwyczajniej w świecie byłam zazdrosna. Cholernie. I przez to nasz kontakt właściwie się urwał. Pewnego pięknego popołudnia wracając z uczelni wyjęłam listy ze skrzynki. Niczego nieświadoma weszłam do mieszkania i odgrzewając wczorajszą zupę otworzyłam śnieżnobiałą kopertę, a jej zawartość ścięła mnie z nóg. Zaproszenie na ślub. Twój ślub!
Zaczęłam płakać jak mała dziewczynka, moja zupa się przypaliła, w całym mieszkaniu śmierdziało, a sąsiedzi zaczęli skarżyć się na głośną i przytłaczającą muzykę. I właśnie wtedy obiecałam sobie, że pozostaniesz jedynym facetem przez którego po moich policzkach spłynęły łzy. Szkoda, że moje słowa, jak zwykle zostały rzucone na wiatr.
~*~
Mocno spóźniony prezent Mikołajkowy ode mnie :)
Nudno, ale jakoś trzeba wprowadzić was w życie Jaśki :)
tajemniczy rozdział:)
OdpowiedzUsuńczekam na więcej, bo wciąga.
Druga!
OdpowiedzUsuńWiesz doskonale jak bardzo uwielbiam Ciebie moja droga i jak bardzo lubię Twą wspaniałą twórczość! I wiesz co? Co prolog to śmiało stwierdzam ,że lepszy! Jednym tchem przeczytałam cały rozdział i aż jęk zawodu wymknął mi się z ust kiedy zobaczyłam koniec. Cóż powiedzieć? Naprawdę świetnie się zapowiada. Na podstawie przyjaźni Krzyśka i Jaśminy stwierdzam ,że przyjaźń damsko-męska definitywnie nie istnieje, a takie właśnie przypadki mnie tylko w tym utwierdzają. Nieświadomie z pewnością zadawał jej ciosy w duszę, haratając jej kruche serduszko do granic możliwości. Jestem niemal pewna ,ze ich drogi ponownie się zetknął i jestem cholernie ciekawa dalszego przebiegu wydarzeń.
Ściskam ♥
Jeeej, w końcu się doczekałam rozdziału! Tak się cieszę! :)
OdpowiedzUsuńNormalnie Krzyśka aby udusić! Tak ją potraktować :c :P
pozostaje mi tylko czekać na kolejny :)
Buziole :*
/Klaudyysia
Zaczyna sie diabelnie dobrze. Bo wbrew pozorom jest tylko kilka przypadków czystej przyjaźni męsko-damskiej. Wiem sama po sobie, że czasami włażą w to uczucia wyższe i zaczyna sie pieprzyć.
OdpowiedzUsuńAle wiem, że ucieczka to też nie najlepszy sposób... Jednak coś trzeba z tym zrobić :)
pozdrawiam
Kocham, wielbię, chcę więcej, chcę więcej!
OdpowiedzUsuńWiesz co? Ja kiedyś wierzyłam przyjaźń kobiety i mężczyzny, a po jakimś czasie i to nawet stosunkowo krótkim, bo po paru miesiącach zrozumiałam, że mogę jedynie albo dalej się męczyć, kochając go, albo odpuścić wszystko i oddalić się... I wybrałam tą drugą opcję. Ale ja z perspektywy czasu wiem, ze postąpiłam słusznie, a co do Jaśki i jej miłości do Krzyśka nie jestem pewna...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Przyjaźń kobiety i mężczyzny to rzecz bardzo krucha. Granica między zwykłym przyjacielskim uczuciem a zakochaniem jest bardzo nikła i łatwo ją przekroczyć. Jaśka powinna usiąść i przemyśleć.
OdpowiedzUsuńTo jest genialne... Takie tajemnicze, przeplatane na przemian smutkiem i radością. Szczerze mówiąc nie wiem czego mogę się tutaj spodziewać...
OdpowiedzUsuńTak więc jestem i na pewno zostanę tutaj do końca ;)
Ściskam A. ;*
Jest rozdział <3 I od razu taki genialny!
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń damsko-męska to relacja, której nigdy nie można jednoznacznie zdefiniować, bo niestety, najczęściej prowadzi właśnie do miłości. A przecież to nikogo wina, ani to od nikogo nie zależy. Przykro, że Krzysiek odrzucił Jaśminę na rzecz Iwony, co nie zmienia faktu, że za nic nie można go obwiniać.
Jednak czekam na dalszą część historii niecierpliwie, bo jak na razie i tak malutko wiemy!
Ściskam <3
pochłonęłam ten rozdział tak szybko, że kiedy zobaczyłam koniec, poczułam cholerny niedosyt. chcę więcej, więcej, więceeeeeeej <3333 jest genialnie, naprawdę! i cholernie tajemniczo, a ja właśnie takie opowiadania kocham najmocniej. buziaki :*
OdpowiedzUsuńTak strasznie mi żal Jaśki. Wiem co ona czuję bo sama kiedyś tego doświadczyłam. To najbardziej boli kiedy kochasz kogoś bez wzajemności. Takie coś może spokojnie wprowadzić w depresje. Ciężko sobie poradzić z odrzuceniem zwłaszcza tak nagłym. Nikomu nie życzę czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńTo w facetach jest najgorsze. Ile łez zostało przez nich wylanych. Spokojnie mogłoby to zalać całą kulę ziemską. Jaśmina zmaga się z tym uczuciem do tej pory. Jak zareaguje Igła na jej powrót. Zobaczymy.
POZDRAWIAM
WINIAROWA♥♥♥
Panie Ignaczak, wstydźże się Pan! Hultaju Ty.
OdpowiedzUsuńA poza tym, wielbię to opowiadanie bo; jest Igła, jest niegrzeczny Igła, no i najważniejsze JEST IGŁA <3